Translate

niedziela, 11 marca 2012

Każdy chciałby wiedzieć jak ma dalej żyć.


Nie pozwoliłam sobie na zbyt długi płacz.  Trwało to może kilka minut, później jednak musiałam działać. Gdyby Rafał był czysty, nawet bym nie zareagowała na takiego sms-a. Ha, on by w życiu takiego nie napisał. Ale był naćpany, a to powodowało, że stawał się kimś innym. Kimś kogo wciąż bardzo kochałam, ale nie rozumiałam. Nie potrafiłam przewidzieć jego zachowania, za każdym razem było inne. Ponownie wyciągnęłam telefon. Kończyły mi się pieniądze na karcie, więc musiałam mówić bardzo szybko. Wybrałam numer najlepszego przyjaciela Rafała, Gruszy. Już dawno podejrzewałam, że ich przyjaźń opiera się tylko na tym, że to właśnie Grusza załatwia tanie prochy. Gdyby nie narkotyki, nic by siebie nawzajem nie obchodzili. -Cześć przywitałam się słysząc jego głos. -Co słychać? zapytał dość rzeczowym tonem. Ucieszyłam się, oznaczało to, że dzisiaj nie brał. -Możesz  pójść do mieszkania Rafała? zapytałam. Jest w parszywym nastroju i on..on&-nie mogłam wydusić z siebie reszty. Ogarnął mnie szloch, a uścisk w płucach tamował mój oddech. Powoli wpadałam w histerię.
-Brał?- upewnił się. Widocznie tak jak ja wiedział, do czego zdolny był Rafał po działce. - Tak wydusiłam cicho.
-Jesteś w domu? padło następne pytanie. -Nie szepnęłam łykając łzy.
-Zaraz u niego będę, wracaj szybko rozłączył się, a ja napisałam Rafałowi, że zaraz będę, żeby nie zrobił nic głupiego, zanim nie przyjdzie do niego Grusza.
Siedziałam na ławce próbując opanować to cholerne drżenie ramion i chaotyczny oddech. Dopiero gdy dostałam sms-a od Gruszy, że wszystko w porządku, zaczęłam się opanowywać. Trochę czasu mi zajęło zanim się pozbierałam. Wyjęłam lusterko i próbowałam zmyć rozmazany tusz. Po części się udało, jednak wciąż w opłakanym stanie zjawiłam się w knajpie, w której byłam umówiona z Olgą. Gdy dotarłam na miejsce ona już siedziała przy stoliku, zamówiła dwie herbaty. Nie patrząc na nią wsunęłam się cicho na miejsce naprzeciwko niej.
-Cześć szepnęłam  wciąż nie podnosząc na nią oczu.
-Matko Lena, co ci się stało?  Nie mów tylko, że to ten ćpun
- Nie, to nie on zaprzeczyłam szybko. Już na początku mojej znajomości z Rafałem wyrobiłam w sobie odruch, by bronić go przed  nieprzychylnymi uwagami rodziny i przyjaciół.
-Czyli jesteś na głodzie stwierdziła a w jej głosie zabrzmiała złość. Szybko spojrzałam jej w oczy.
-Potrzebuję noclegu, chcę odejść od Rafała stwierdziłam spokojnie, jednak wzdrygnęłam się przy wypowiadaniu tych słów. Wciąż byłam roztrzęsiona.
-Naprawdę?- Olga zrobiła wielkie oczy, widocznie już dawno straciła nadzieję na moje opamiętanie.
- Tak wydusiłam z siebie, jednocześnie myśląc ,,nie . Nikt nie jest w stanie zrozumieć ile kosztowało mnie wypowiedzenie tych trzech liter. Raniły mnie tak, że miałam ochotę wyć z bólu. Nie chciałam od niego odchodzić, to była ostatnia rzecz na świecie, której bym sobie życzyła. To on jest moim napędem, moim paliwem. Jest powietrzem i moim jutrem. Nadzieją, rodziną, szczęściem. Poczuciem własnej wartości.  To dla niego wstaję każdego ranka i żyję. Gdyby jego zabrakło, nic nie miałoby sensu. A teraz dobrowolnie zrzekałam się tego. Gdyby tu chodziło tylko o mnie, nigdy bym tego nie zrobiła. Zniosłabym wszystko, byleby być przy nim. Ale tu chodziło o kogoś innego. O moje życie, którym jesteś ty. Dragami niszczyłeś siebie i z każdą działką odchodziłeś coraz dalej, byłeś coraz bliżej tej drugiej strony, śmierci. I tylko ja mogłam cię uratować, spowodować szok, który cię obudzi. I jeżeli tym szokiem musi być moje odejście, zrobię to dla ciebie, mimo że mnie to powoli zabija. Niszczy moje wnętrze.
Olga okazała się kochana, od razu zaoferowała się mi pomóc. Zabrała do siebie, pozwoliła się wykąpać i dała ciuchy na zmianę. Zrobiła kolację, mimo że nic w siebie nie wdusiłam i pozwoliła przenocować u siebie.  Dostałam tamtego wieczora wiadomość od Gruszy, że nic ci nie jest i że zatrzyma się u ciebie przez jakiś czas, dopóki nie wrócę. Przez kilka dni u Olgi dążyłam ochłonąć, uspokoić się. Na chłodno przeanalizowałam całą sytuację i tylko utwierdziłam się w przekonaniu, że to co robię jest słuszne. Dlatego w dzień powstrzymywałam się od wybuchów rozpaczy i tylko w nocy płakałam do rana w poduszkę, nienawidząc siebie i tego życia w które wdepnąłeś. Towarzyszyła mi piosenka, Myslovitz ,, w deszczu maleńkich żółtych kwiatów ,mówiąca że pójdziemy ze sobą powoli obok,
 do końca wszystkiego żeby zacząć na nowo . Tego właśnie pragnęłam z całych sił. Zacząć na nowo, z daleka od tego wszystkiego .
W czwarty dzień mojego pobytu u Olgi, przyszła do niej moja mama, którą Lola poinformowała bez mojej wiedzy o tym, że u niej mieszkam. Mimo bólu, który kiedyś jej sprawiłam, niemal błagała mnie bym wróciła do domu, bo mój pokój wciąż czeka. Zgodziłam się. Nie chciałam siedzieć Oldze na głowie, a przede wszystkim było mi obojętne, gdzie jestem, skoro nie mogę być z tobą.
 Mój pokój był taki sam, jak wtedy, gdy widziałam go po raz ostatni. Rodzice okazali trochę taktu i nie pytali o to, co się stało. Po ośmiu dniach jak od ciebie odeszłam, wyszli jak zwykle do pracy i zostałam sama. Poszłam wziąć prysznic. Kiedy wyszłam z łazienki w zielonym szlafroku i weszłam do swojego pokoju, zastygłam w bezruchu. Kosmetyczka, którą trzymałam pod ręką wypadła mi, a jej zawartość rozsypała się po podłodze. Na brzegu łóżka siedziałeś ty.


Urzekła mnie  ta historia ,którą wysłała mi pewna dziewczyna na e-mail ...
Piękne ,a zarazem takie straszne . Miłość potrafi być okrutna ,ale prawdziwa przetrwa wszystko , dziękuję .


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz